Kocenie po portugalsku

czyli pierwsze tygodnie pierwszaków na studiach.

Przez ostatnie półtora tygodnia (bo zaczęło się to w poniedziałek) codziennie, o każdej porze dnia, kiedy idę lub wracam na zajęcia widzę takie oto obrazki:






Tłumy pierwszaków "tresowane" przez starszych. Podzieleni na grupy wydziałowe, wszyscy w takich samych koszulkach ze śmieszną grafiką swojego wydziału. Starsi, którzy się nimi "opiekują" w eleganckich ubraniach- czarna spódnica, biała koszula, czarna marynarka, krawat, czarne rajstopy i buty. I wszystko identyczne, dziewczyny nawet takie same buty mają i rajstopy.  Żeby nie było dyskryminacji między bogatszymi a biedniejszymi. I do tego jakiś koc na ramię, ale co on oznacza to się już nie dowiedziałam. ( kolega z Turcji śmieje się z nich, że to ludzie z Harrego Pottera xD bo oni tak chodzą wszędzie, po całym mieście i nawet na imprezę się nie przebierali)
I tak te biedne pierwszaczki pod rozkazem starszych robią różne dziwne rzeczy.



Tutaj połowa przebrana za Mario (mieli wąsy, czapy, koszulki hydraulików i nawet grzybki) i druga połowa z jakiegoś innego wydziału, drą się do siebie na zmianę. (niestety nikt nie chciał nam wytłumaczyć co oni śpiewają xD )



Tu też grzecznie siedzą i śpiewają coś.



Tu z tabliczkami na szyjach, związani za szlufki sznurkiem grzecznie idą na spacer xD



Innym razem jak szłam pod tą górę, to tam na trawce mieli rozłożoną folię i sobie na brzuchach zjeżdżali na dół. Innym razem kazali im się złapać za ręce ale między nogami i tak leźć pod górę i do tego krzycząc jakieś przyśpiewki.
Codziennie w metrze mijam miliardy młodych studenciaków wymalowanych markerami na całym ciele.
Coś  niesamowitego. Szkoda, że u nas nie ma takiego kocenia.

A na deser przez dwa dni wielka impreza na bulwarze. Wszystkie pierwszaki z całej Lizbony w jednym miejscu, kilka scen z DJ'ami, dym, lasery. Wprawdzie muza to kompletna łupanka i w kółko to samo, ale im to chyba nie przeszkadzało. Budki poszczególnych uniwersytetów. I impreza do białego rana.

1 komentarz:

  1. Nie wierzę, że nikt Wam tam nie wytłumaczył o co chodzi z traje. Ale to prawda, na wszystkich te stroje robią jedno wrażenie: Harry Potter. U mnie to jeszcze lepiej się zgrywało ze starymi, potężnymi budynkami wydziałów w Coimbrze. To był po prostu Hogwart. Eh,eh, eh praz-otrzęsiny u nas to trwało chyba cały rok :P

    OdpowiedzUsuń

Paulucha. Obsługiwane przez usługę Blogger.